Koszyk

Dodano produkt do koszyka

Wywiad z Piotrem Kościelnym

Wywiad z Piotrem Kościelnym

Piotr Kościelny: Moje powieści to nie bajki

O długich cieniach przeszłości, dziennikarzach śledczych i nie stosowaniu happy-endów z Piotrem Kościelnym rozmawia Adam Podlewski

Kup teraz

Adam Podlewski: Co zrobiłby Pan, gdyby pewnego dnia wszedł w posiadanie teczki z niepodważalnymi dowodami na korupcję znanych polityków?

Piotr Kościelny: Nie wiem. Szczerze mówiąc wolałbym się w takiej sytuacji nigdy nie znaleźć. Pamiętam realia tuż po upadku poprzedniego systemu. Zaczęła się brutalna walka teczkami. Wiele karier zostało zniszczonych przez osoby, które weszły w posiadanie dokumentów bezpieki. Zdarzały się też sytuacje, że w niejasnych okolicznościach znikały osoby, które dotarły do materiałów zbieranych przez Służbę Bezpieczeństwa i próbowały zrobić z nich użytek. Czasy się zmieniają, ale niektórzy ludzie za ujawnienie ich tajemnic z przeszłości nadal są gotowi do najgorszych rzeczy.

Oczywiście teczki dotyczące korupcji osób zajmujących się aktualnie polityką nie są już tak niebezpieczne, jak te z czasów PRL-u, ale mimo wszystko są siły, które wolałyby, aby pewne rzeczy nigdy nie wyszły poza grono zaufanych osób.

AP: W posłowiu do Układu zastrzega Pan, że ewentualne podobieństwa postaci i wydarzeń do tych znanych z naszej rzeczywistości są przypadkowe. Czy napisanie fabularyzowanej relacji o układzie przestępczo-politycznym jest w Polsce w ogóle możliwe?

PK: Tak, czego dowodem może być moja najnowsza książka. Opisane przeze mnie wydarzenia mogły mieć miejsce w rzeczywistości, chociaż nic mi nie wiadomo, aby tak było. Napisałem powieść nawiązującą do wydarzeń znanych ogółowi z pierwszych stron gazet i serwisów internetowych. Układy na styku polityków, grup przestępczych, kleru i urzędników zdarzają się niemal w każdym większym mieście. Niektóre są o charakterze kryminalnym, inne dotyczą biznesu, a kolejne są tylko towarzyskie.

AP: Czy wierzy Pan wciąż w siłę polskich mediów? Gdyby sprawa podobna do tej wykrytej przez Szymczaka w Układzie ujrzała światło dzienne, czy nasi dziennikarze śledczy stanęliby na wysokości zadania?

PK: Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. W czasie swojej kariery zawodowej miałem okazję rozmawiać z kilkoma dziennikarzami śledczymi. Podziwiam ich za pracę i zaangażowanie, ale wiem, że każdy z nich ma granicę, poza którą stara się nie zapuszczać. Gdy na szalach jest ujawnienie afery i bezpieczeństwo własne lub najbliższych, to niemal każdy by odpuścił. Trzeba także pamiętać o tym, że osoby, którym zależy na zachowaniu swoich machlojek w tajemnicy, mogą posunąć się wyjątkowo daleko.

W 1995 roku w Święta Wielkanocne doszło w Gdańsku do wybuchu gazu w kamienicy, w wyniku czego śmierć poniosło dwadzieścia jeden osób. Kilka lat temu pojawiła się w przestrzeni publicznej informacja, że tragedia ta mogła mieć związek ze służbami specjalnymi i próbą zdobycia teczek SB. Myślę, że dziennikarz śledczy, który miałby kompromitujące materiały musiałby mieć silną wolę, od groma odwagi i samozaparcia by taką aferę chcieć ujawnić.

AP: W Układzie ważnym wątkiem jest wykorzystanie szpitala psychiatrycznego do uciszenia niewygodnego świadka. Czy pańska wiedza o polskim systemie opieki nad nerwowo i umysłowo chorymi pozwala na tworzenie scen przypominających Lot nad kukułczym gniazdem?

PK: Odpowiem może tak: moja wiedza na temat sposobów działania i możliwości służb specjalnych pozwala mi na budowanie takich fabuł, bez poczucia, że tworzę coś, co nie mogłoby się wydarzyć w rzeczywistości.

Przypomniała mi się historia z zabójstwem wiceministra transportu Eugeniusza Wróbla, którego zamordował własny syn. Mężczyzna poćwiartował zwłoki ojca i wyrzucił do Zalewu Rybnickiego. Nie został jednak skazany ze względu na niepoczytalność. Wylądował za ten czyn w szpitalu psychiatrycznym.

Nasuwać tu się może pytanie, czy do zabójstwa doszło z powodów rodzinnych, czy dokonał go ktoś inny, a Grzegorz W. stał się tylko kozłem ofiarnym. Oczywiście łatwo tworzyć teorie spiskowe, które mogą nie mieć nic wspólnego z prawdą. Pamiętam, jak kilka lat temu w internecie krążyła lista ofiar tzw. seryjnego samobójcy. Można uśmiechać się pod nosem, ale trzeba wtedy wspomnieć stare powiedzenie, że w każdej plotce jest ziarno prawdy.

AP: Układ to kolejna pańska powieść, w której przewija się wątek wciąż działających zależności, wyniesionych z poprzedniego systemu. Kiedy Polska na dobre uwolni się od komunistycznych obciążeń?

PK: Myślę, że taki dzień nie nastąpi. Służby specjalne PRL i władza komunistyczna to nie tylko funkcjonariusze bezpieki, agenci i politycy, ale to także cała machina z nimi związana. Po osiemdziesiątym dziewiątym komuniści mieli miękkie lądowanie i włos im z głowy nie spadł. Wydaje mi się, że zależności, które powstały w czasach komuny i tuż po jej upadku, tylko umocniły niektórych ludzi. Już się nie mówi o nich jako komunistach, ale uważani są za zwykłych biznesmenów.

Po upadku poprzedniego systemu ludzie służb i członkowie partii zaczęli wchodzić w nową rzeczywistość. Tworzyły się prywatne biznesy, przestępczość zorganizowana i ogromne fortuny. Dawna bezpieka przejęła handel narkotykami i trzymała gangsterów na smyczy. Myślę, że ci ludzie nie pozwolą na to, aby Polska uwolniła się z tych obciążeń.

Trzeba także pamiętać, że każdy aparatczyk miał rodzinę i znajomych. Dzieci nasiąkały w domu poglądami rodziców i w dorosłym życiu chcąc nie chcąc często mają je zbliżone. Kiedyś słyszałem hasło, że „trzecie pokolenie AK walczy z trzecim pokoleniem UB”. Coś w tym może być.

AP: Pańskie powieści są znane (i chwalone przez czytelników) za realistyczne, ale też niejednoznaczne i czasem bardzo gorzkie zakończenia. Czy wierzy Pan w happy end w powieściach sensacyjnych i kryminalnych?

PK: Wierzę, ale nie stosuję. Staram się opisywać rzeczywistość taką, jaką jest, i wiem, że happy end rzadko się zdarza. Moje powieści to nie bajki, w których na zakończenie pada hasło: „żyli długo i szczęśliwie”. U mnie już z tym „żyli” bywa ciężko. Czasem pokuszę się na uśmiercenie głównego bohatera i nie powiem, by było mi z tym źle. Postacie przeze mnie tworzone są takie, jak w rzeczywistości. To zwykli ludzie. Nie ma u mnie super bohatera, który w zęby łapie kule wystrzelone z broni palnej, biega niczym Usain Bolt, walczy jak Bruce Lee, jest inteligentny jak Einstein i silny jak Pudzian. Moi bohaterowie są śmiertelnikami i czasem śmierć się o nich upomni.

AP: Sceną akcji w Układzie jest Wrocław. Czy pisanie o rodzinnym mieście jest ułatwieniem, czy wyzwaniem, kiedy chce Pan stworzyć opowieść z natury fikcyjną.

PK: Lubię umieszczać fikcyjne opowieści w miejscach, które znam, w których byłem, które istnieją naprawdę. Czytelnicy bardzo się cieszą, gdy na kartach moich powieści odnajdują znajome ulice, budynki, parki, czy też różne lokalne smaczki. Przyznam jednak, że jeśli chodzi o Wrocław – mam z nim pewien problem, bowiem od dziesięciu lat już tam nie mieszkam i raczej rzadko bywam. A gdy już tam jestem, to łapię się za głowę widząc, jak bardzo się zmienia. Nie poznaję tego miasta. Wybudowano mnóstwo nowych osiedli, budynków, ulic, torowisk.

Uważny Czytelnik z pewnością zauważy, że akcja Układu i pozostałych powieści z Wrocławiem w tle rozgrywa się kilka albo i kilkanaście lat temu. Dzieje się tak właśnie dlatego, że w ten sposób mogłem jeszcze możliwie realistycznie opisać różne okoliczności. Nie pokusiłbym się na napisanie powieści, która toczy się w dzisiejszym Wrocławiu – to już dla mnie niemal obce miasto.

AP: Na swoim pisarskim „koncie” ma Pan zarówno cykle, jak i niezależne powieści. Czym różni się praca nad kontynuacją od snucia zupełnie nowej powieści?

PK: Łatwiej mi jest pisać powieści jednotomowe. Jest wtedy mniej pracy, nie muszę czytać poprzedniego tomu, by przypomnieć sobie szczegóły dotyczące bohaterów i fabuły. W moim przypadku kolejne części danej serii powstają w pewnych odstępach czasowych. Muszę sobie dać czas na odpoczynek i piszę wówczas niezależną powieść. Jednocześnie nie mogę sobie przecież pozwolić na nieścisłości w ramach danego cyklu. Czytałem kiedyś książkę, której autor tak zwyczajnie zapomniał, że w tomie pierwszym główny bohater był wysokim blondynem, a w drugim tomie w magiczny sposób stał się brunetem o średnim wzroście i większej tuszy.

Z drugiej strony pisanie serii pozwala bardziej zżyć się z bohaterami i wplątywać ich w kolejne historie. W tej chwili mam na koncie tylko dwa cykle, ale w głowie już jest pomysł na kolejny z nowym śledczym.

Przy seriach jest jeszcze jeden ważny aspekt – nie chciałbym, aby ten mój śledczy stał się superhero, który prowadzi najbardziej skomplikowane śledztwa, z których wciąż ledwo uchodzi z życiem, by znów mierzyć się z psychopatami. Czy wyobrażacie sobie, aby w jednym mieście co chwilę pojawiał się seryjny zabójca? Trzy, cztery tomy to w mojej ocenie maks. Później to już zalatuje filmami klasy C.

AP: Jak wybiera Pan tematy kolejnych powieści? Skąd czerpie pomysły? Jaką rolę w pańskich wyborach odgrywają aktualne wydarzenia w kraju, jaką podpowiedzi czytelników, a jaką nieprzewidywalne natchnienie?

PK: Jestem bardzo samodzielny i samowystarczalny, jeśli chodzi o pomysły na kolejne powieści. Wpadają one często do mojej głowy nagle i niespodziewanie. Na jakimś podświadomym poziomie na pewno mają one jakiś związek z czymś, co zobaczyłem, zasłyszałem, czy przeżyłem – w końcu wszystko to wpływa na ludzki umysł i wyobraźnię, która następnie kreuje nowe historie. Wiedza o aktualnych wydarzeniach, rzeczywistych miejscach i różnych zależnościach pozwala mi na tworzenie powieści, które choć są fikcyjne, to jednak pełne realizmu.

Nierzadko piszą do mnie czytelnicy, którzy chcą bym napisał powieść bazującą na ich historiach, pomysłach, a nawet snach. Nigdy jednak nie skorzystałem (i jestem przekonany, że nie skorzystam) z tych podpowiedzi, bo zwyczajnie ich nie czuję. Nie są moje. Z tego samego powodu nie zamierzam też pisać bardzo modnych w ostatnim czasie powieści typu true crime. Ja sam muszę stworzyć daną fabułę i bohaterów. Nie dla mnie są cudze historie.

AP: Dziękuję za rozmowę!

Data publikacji: 13.06.2023 10:11:10

Tagi: Wywiad